Ja w czasie, czyli utracone korzyści w zbędnych e-mailach

Elżbieta Sawczyn

Źródło: serwis Sales News

 

Umiejętność zarządzania czasem w dzisiejszych realiach staje się coraz bardziej nieodzowna. Jest wymagana i oczekiwana przez wszystkich pracodawców, bez wyjątku. Większość rozmów rekrutacyjnych zawiera jedno z pytań pod tytułem: a jak pan, pani łączyła to czy tamto, godziła pracę… itd. Pytamy, wyciągamy wnioski z uzyskanych odpowiedzi, po czym nasza pieczołowicie zrekrutowana osoba trafia do organizacji. I wszystkie nauki, szkolenia z tego zakresu „biorą w łeb”. Szybko się okazuje się, że nasz kandydat ma problem z określeniem tego, co jest ważne, a co pilne, ciężko dostosowuje się do przyjętych standardów, czyli innymi słowy – kultura organizacji zaczyna go przerastać.

Dlaczego tak się dzieje? Pomyślmy przez chwilę, jaka może być przyczyna tego, że ten kandydat, wybrany jako najlepszy spośród kilku czy kilkunastu innych nie umie się odnaleźć w naszej firmie? Co możemy zrobić, aby poprawić sytuację? Na co powinniśmy zwrócić baczniejszą uwagę?

Pierwsza reakcja przełożonego czy trenera wydaje się być oczywista: konieczne szkolenie, jak najszybciej, może kilka, najpierw podstawowe, później zaawansowane, a może jeszcze jakaś gra. Ale to – jak pokazuje praktyka – nie rozwiązuje problemu, bo mimo najlepszych szkoleń z tego zakresu, zaangażowania uczestników ciągle jeszcze w większości firm zbyt rozrzutnie gospodaruje się czymś tak bezcennym jak czas. Dla przykładu, naszą energię i czas pożera dobrodziejstwo i zmora dzisiejszych czasów, jaką są e-maile. Służbowa poczta w wielu firmach stopniowo zaczyna przybierać monstrualne rozmiary.

Czytaj cały artykuł

Powrót...