Za chlebem

Ewa Kołodziejska

 

Gdy polski rząd zdecydował się poprzeć amerykańsko-brytyjską akcję w Iraku, obiecywał przedsiębiorcom złote interesy po wojnie.  I owszem, biznes w Iraku ruszył pełną parą, ale z jedną zaledwie polską firmą, a i to zdaną tylko na własne siły. – Nasza oferta do tej pory leżałaby zapomniana, gdybyśmy nie zdecydowali się wziąć losu we własne ręce. Pojechaliśmy do Iraku, stworzyliśmy placówkę, a kierowanie nią powierzyliśmy osobie doskonale zorientowanej w funkcjonowaniu tamtejszego rynku, Anwarowi Kadriemu -powiedział „GF” Andrzej Połowniak, wiceprezes firmy Opto, pierwszej i jedynej polskiej firmy, która zdobyła kontrakt w Iraku.

Tę opinię potwierdza większość przedsiębiorców: – Wiele firm, które pierwotnie wykazały zainteresowanie działaniem w Iraku, wycofało się, ponieważ sądziło, że nasz rząd załatwi za nich kontrakty – powiedział Konrad Werpachowski, główny analityk Bartimpeksu ds. bliskowschodnich. Zdaniem Krzysztofa Lisa, prezesa Instytutu Rozwoju Biznesu, rząd w wystarczającym stopniu pomaga polskim firmom. – Warunki, które zostały stworzone, są bardzo dobre. Polskie firmy są traktowane bardzo poważnie jako podwykonawcy amerykańskich firm – uważa Lis.

– W Waszyngtonie drogą dyplomatyczną i polityczną o kontrakty stara się ambasador Cyrrycki – powiedział sekretarz KIG Władysław Wężyk.

Cyrrycki stara się, a Amerykanie zarabiają. – Nie możemy czekać na to, co nam dadzą Amerykanie, Sto polskich firm zarejestrowało się, u Bechtela, największej kompanii amerykańskiej w branży budowlanej, i czeka – mówi Władysław Wężyk.

Na szczęście przedsiębiorcy dawno już przestali liczyć na wsparcie ze strony polskich władz. Sami wyjeżdżają do Iraku, by robić rozeznania. Firma Meritum z branży energetycznej wysłała już przedstawicieli do Bagdadu. Opto działa w Iraku od sierpnia. Pezetel rozmawia już o remoncie 10 śmigłowców. Sporo polskich spółek nawiązało kontakty. – Takie małe firmy działają właściwie same, nieraz poprzez naszą tamtejszą placówkę – potwierdza Wężyk. Jest ciężko. Konkurencja rośnie, przede wszystkim ze strony Turcji i Egiptu. – Dla dużych firm amerykańskich kontrakty o wartości 3 min USD stanowią niewielkie sumy. Dla nas to duże pieniądze – mówi Połowniak.

Lecz nie zarobek jest najważniejszy. – Zysk będzie bardzo niewielki, ale realizacja kontraktu zaowocuje w przyszłości i na to liczymy – dodaje Połowniak.

– Francuzów i Niemców w Iraku nie ma. Naszą szansą jest to, że mamy tam swoje wojska. Ale to nie jest moment na robienie wielkich interesów – zauważył Krzysztof Lis.

Jeśli jednak nie teraz, to, kiedy? – Na kontrakt możemy liczyć na pewno za sześć, siedem miesięcy – twierdzi Wężyk. Tylko, że również konkurencja będzie wtedy większa.

 

Źródło: Gazeta Finansowa 22-11-2003
Powrót...